Piątek, trzynastego. Wagary. Wycieczka do
Wielkopolskiego Muzeum Niepodległości na poznańskiej Cytadeli. Ktoś
powie, że całkiem sprytnie, skoro w piątki wstęp bezpłatny. Odpowiemy,
że gdybyśmy mieli zapłacić, zapłacilibyśmy bez wahania. Bo to i piękna wycieczka, i lekcja historii zarazem.
Jak opowiedzieć o wojnie pięciolatkowi i niemal trzylatkowi…?
Jak wyjaśnić, dlaczego Rosjanie przeganiali stąd Niemców? I dlaczego ci Rosjanie wcale Polski nie uratowali?
Zacząć można od bomb. Że tak wielkie spadały kiedyś na Poznań. Niszczyły wszystko co napotkały. Warto pokazać biało-czerwoną szachownicę na skrzydle samolotu. Wytłumaczyć kto spoczywa w tych licznych grobach.
Może Wam również nagle pośród czołgów i armat pojawi się piękna wiewiórka. Wygrzebie żołądź spośród liści i pogna w głąb parku. Dobrze było zobaczyć ją w tym miejscu. I te wszystkie ptaki.
„Było fajnie, dzięki tata” – podsumował Je.
Wrócimy tu na pewno. Poszukamy grobu pilota z Nowej Zelandii, który zginął tu, nad Poznaniem, 18 000 km od swojego domu, w 1944 roku. Jest taki na Cytadeli. Wiem, bo kiedyś co roku zapalałam mu znicz.
Wygrzebać żołądź spod liści... no no no... To nie jest prosta sprawa. Można by powiedzieć: nie w kij dmuchał! ;)
OdpowiedzUsuń